Barrymore, Sandler i piątka dzieciaków
Był weekend, zatem poszedłam do kina. Poszedłam, bo miałam blisko.
Maruda, która mi towarzyszyła bardzo chętnie pognała ze mną, ale nie
dlatego, bym sama nie rechotała się w ciemnościach kina. Nie. Pognała ze
mną, bo TAM JEST KLIMATYZACJA! Nie rozumiem tej motywacji. Lecz cóż...
nie wszystko muszę ogarniać :) Rechot brzmiał zatem ze zdwojoną siłą, bo
jeżeli się nie domyśliliście poszedłam na komedię.
O co w ogóle kaman. Ona po rozwodzie, on wdowiec. Ona w swoim portfolio
ma dwóch synów (normalne szatany, choć szatan będzie spał w innym
łóżku), on trzy córki (każda inna). Dwoje samotnych rodziców spotyka się
na zaaranżowanej randce w ciemno, która delikatnie mówiąc okazała się
katastrofą. I nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego, choć nie mogą tego
uniknąć nawet w nocnym wypadzie do sklepu. Los, czy też very evil
scenarzysta rzucił rodziców wraz z pociechami do luksusowego kurortu w
Afryce. Harmonogram nie pozwala im na ignorowanie się od wspólnych
posiłków po wspólne rozrywki.
Moim zdaniem film jest wart obejrzenia. Jest to historia dwojga normalnych ludzi, mająca normalne dzieciaki, których los postanowił doświadczyć.