Miniony przedłużony weekend odszedł ...
![Obraz](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcHYgaqsl8ibP6dW5cw1A0vx4qG06bOtxwQP_sdaf0fI8-v2hYl6zyyWzStA_-gDmk1UeP2J8wkU2salWwVkeuaM0xFVjOTNl7Yk4b6rVi7BiuUmE5DiLxhOYfLiBAIsQnwGchrJi4UzPM/s1600/morze8.jpg)
Za chwilę kolejny weekend, a ja wciąż żyję minionym... przedłużonym. Wyjechałam. Nie piałam z zachwytu, kiedy namawiano mnie na wyjazd. Za ten brak zachwytu odpowiedzialna jest technika. Nauczył się człowiek korzystać z komputera, wyklikał pogodę długoterminową i już był świadomy co go czeka. W prognozach jakie zobaczyłam miałam potworny dylemat. Marznąć w domu pod własną kołderką czy marznąć nad morzem. Za pozostaniem przemawiało do mnie puste miasto, ale dzięki prognozie puste wybrzeże. Hmmm co wybrać? Stwierdziłam, że w zimie namarzłam się w domu, to teraz mogę pomarznąć gdzie indziej. Spakowałam potrzebne fatałaszki i kaloszki! Wybyłam w siną, a raczej mokrą dal. Wyjazd pomimo nieciekawej pogody okazał się bardzo udany. Balsamem, który łagodził smaganie wiatrem okazały się widoki i przede wszystkim, nic nierobienie. Że nie wspomnę o grillowaniu :)